środa, 23 grudnia 2015

A miejsca nie było w gospodzie

Z bez domu do domu
kiedyś mojego
na ławce dla bezdomnych obok
gapię się na pośpiech
jest czas wypędzonych
i czas wypędzania

stygma dwudziestego czwartego grudnia roku X

czas wypędzonych i wypędzania
samotności w tłumach i zawieszenia pomiędzy
dramatem oczekiwań a gorzkim cynizmem wygasłych uczuć
terror bliskości i konfrontacji
i pośpiesznie kupowanych produktów
które pachną i świecą
i mają zastąpić brak ducha i czułości
fuj, śmierdzi padliną
mamy przemówić do siebie w końcu ludzkim głosem
i wychodzi tym bardziej zwierzęcy
jak pies uwiązany na łańcuchy który warczy i gryzie do krwi
gdzie się podział śnieg ?
Stopniał nim się obudziliśmy ?
Może powinniśmy spać za dnia a czuwać nocą
by nie przegapić magii
mamy zawsze tylko jedną szansę by być tutaj i teraz
tymczasem
wracamy nietrzeźwi po śledziach i wódce by tylko skrócić obecność w domu
dom
tworzymy my
ale zawsze wskazujemy palcem na nią , na niego
odbieramy telefony z uśmiechem i umawiamy się grzecznie na pasterki
po to by za chwilę zaserwować sobie skisłe pretensje
i obdarować się Wypominkami

bezdomni
siedzimy na tych samych ławkach
gdzie na co dzień sypiają menele
wychodzimy z telefonami przed blok by zadzwonić do kochanki
albo zwyczajnie zajarać i mieć 5 minut dla siebie
naprzeciwko mój ulubiony skansen
brudny barak z konsekwentnie łopoczącym banerem
PERFUMERIA

Na szczęście
są jeszcze wspomnienia z dzieciństwa
dziecko w nas musi żyć
podnosi nam poprzeczkę, rozlicza
ale trzyma przy życiu
w bólu się rodząc i w opłakanych warunkach
nie może jednak zaprzeczyć
że pokonało śmierć


1 komentarz:

  1. bardzo prawdziwy jest ten wiersz, tchnie autentycznością i obnaża pewne rzeczywistości nienazwane dotąd ...

    OdpowiedzUsuń