Święty
Labiryncie, cóżeś mi uczynił.. Poczułam się dotknięta do serca
– tam gdzie jest samo życie.
Ciekawych Interpretacji, metafor,
odniesień do życia i jego losów rodzi się tyle ilu nas jest - bo każdy przechodzi swoją świętą pielgrzymkę. W labiryncie wychadza się życie, odbywa świętą
pielgrzymką do centrum, integrują się światy pod i świadome. To
transformujące doświadczenie jest ważnym i bardzo potrzebnym
rytuałem – chciałabym zawsze kończyć rok takim Narodzeniem, Narodzeniem Świętego Dziecka w sobie.
Pierwsze
przejście w labiryncie kilka lat temu było poznawcze - zanim
weszłam w jego pole, słuchałam jak zahipnotyzowana o świętej
geometrii, narosły mi emocje i oczekiwania. Z tamtego czasu
zapamiętałam spokój i ciepło świec stojących na straży ostatniego z kręgów.
Teraz,
trzy dni przed Bożym Narodzeniem, labirynt szczególnie otoczył
opieką Święte Dziecko, symbol Świętej kobiecości. Zawołał
mnie.
Nie
miałam konkretnych intencji przed wejściem do labiryntu. Pierwszy
raz przeszłam go w kontemplacji.
Ci którzy dotarli do centrum, zazwyczaj chcieli tam dłużej zostać.
Ci którzy dotarli do centrum, zazwyczaj chcieli tam dłużej zostać.
Poleżeć, nacieszyć się, oczyścić. Nie ma możliwości by energia innych nie
weszła z tobą w rezonans.
Po
chwili odczekałam i weszłam do labiryntu po raz drugi. Zatrzymałam
się na jednej z ''serepentyn'' by się przytulić do pielgrzyma. Od
tego momentu niezamierzenie poszłam w inną stronę.
Szłam
w przeciwnym kierunku, potem wskoczyłam na inny szlak by wrócić na
właściwą ścieżkę. Ale tak się to już nie potoczyło. Tuż
przed końcem, kiedy nie wiedziałam jeszcze, że jest to ostatni
krąg prowadzący do wyjścia, włączyły mi się różne historie:
przemijania, bezdomności, niemożności odnalezienia drogi.
Bycie
małym dzieckiem. Bezbronnym, z niekończącymi się rozwidleniami
ścieżek.
Ścieżki raz się przybliżają, raz oddalają od
centrum, by znów zataczać kręgi po samych obrzeżach – niczego
nie obiecując.
Zmieniając
trasę a tym samym harmonię świętego labiryntu, nie wiedząc kiedy
z radosnego nastroju zeszłam do otchłani, do Szeolu.
Do
dziecka bez butów, które poczuło że jest samo w kosmosie i
zmierza długą drogą. Ta hekatomba silnych i skrajnych uczuć
rozpętała się w kilka sekund.
Ciało
stało się puste i bezbronne, z trudem można było powstrzymać
szloch. Chciałam tam zwyczajnie być i płakać i dać sobie
przyzwolenie na bycie dzieckiem.
Takim, które wchodzi na każde
drzewo i dach.
Takim, które spada, zdziera kolana, ryczy i nie omija
skoków z wysokiego murka po drodze.
To jestem ja.
Cokolwiek i ktokolwiek próbował zamordować we mnie moje Święte Dziecko, jest poza labiryntem. Moje dziecko jest spuszczone
ze smyczy i ma się dobrze, a jak trzeba przygryzie. Do kości.
''Ruszaj
się ruszaj, ruszaj. Tylko tak mu umkniesz.
On wie, że Twoje
ciało w ruchu jest święte. Tylko tak mu umniesz, kiedy się poruszasz.
On zaś sprawuje rządy nad tym co bezsilne i bezwolne. Nad tym co nieruchome i zmartwiałe.
A gdy tylko staniesz,
pochwycą cię jego wielkie ręce i zamieną w kukiełkę.On zmienie Twoją duszę w małą płaską duszyczkę, wyciętą z papieru, z gazet i będzie
cię straszyć ogniem chorobą i wojną, aż stracisz spokój i
przestaniez spać. …''
Kiedy
tracę spokój, wyruszam. W wędrówce spotykam pielgrzymów zewsząd. Dołączają Ci, których już nie ma. Pozdrawiam Ich.
Dziękuję Sylwii Hanff za zorganizowanie medytacji labiryntu i potężną inspirację na czas Bożego Narodzenia.
Poniżej utwór muzyczny nagrany na żywo podczas medytacji labiryntu w katedrze Chartres.
Dziękuję Sylwii Hanff za zorganizowanie medytacji labiryntu i potężną inspirację na czas Bożego Narodzenia.
Poniżej utwór muzyczny nagrany na żywo podczas medytacji labiryntu w katedrze Chartres.