piątek, 25 grudnia 2015

''RUSZAJ SIĘ, RUSZAJ. TWOJE CIAŁO W RUCHU JEST ŚWIĘTE ... ''




Święty Labiryncie, cóżeś mi uczynił.. Poczułam się dotknięta do serca – tam gdzie jest samo życie.

Ciekawych Interpretacji, metafor, odniesień do życia i jego losów rodzi się tyle ilu nas jest - bo każdy przechodzi swoją świętą  pielgrzymkę. W labiryncie wychadza się życie, odbywa świętą pielgrzymką do centrum, integrują się światy pod i świadome. To transformujące doświadczenie jest ważnym i bardzo potrzebnym rytuałem – chciałabym zawsze kończyć rok takim Narodzeniem, Narodzeniem Świętego Dziecka w sobie. 

Pierwsze przejście w labiryncie kilka lat temu było poznawcze - zanim weszłam w jego pole, słuchałam jak zahipnotyzowana o świętej geometrii, narosły mi emocje i oczekiwania. Z tamtego czasu zapamiętałam spokój i ciepło świec stojących na straży ostatniego z kręgów. 

Teraz, trzy dni przed Bożym Narodzeniem, labirynt szczególnie otoczył opieką Święte Dziecko, symbol Świętej kobiecości. Zawołał mnie.

Nie miałam konkretnych intencji przed wejściem do labiryntu. Pierwszy raz przeszłam go w kontemplacji.
 Ci którzy dotarli do centrum, zazwyczaj chcieli tam dłużej zostać. 
Poleżeć, nacieszyć się, oczyścić. Nie ma możliwości by energia innych nie weszła z tobą w rezonans.
Po chwili odczekałam i weszłam do labiryntu po raz drugi. Zatrzymałam się na jednej z ''serepentyn'' by się przytulić do pielgrzyma. Od tego momentu niezamierzenie poszłam w inną stronę.
Szłam w przeciwnym kierunku, potem wskoczyłam na inny szlak by wrócić na właściwą ścieżkę. Ale tak się to już nie potoczyło. Tuż przed końcem, kiedy nie wiedziałam jeszcze, że jest to ostatni krąg prowadzący do wyjścia, włączyły mi się różne historie: 
przemijania, bezdomności, niemożności odnalezienia drogi.
Bycie małym dzieckiem. Bezbronnym, z niekończącymi się rozwidleniami ścieżek. 
Ścieżki raz się przybliżają, raz oddalają od centrum, by znów zataczać kręgi po samych obrzeżach – niczego nie obiecując.
Zmieniając trasę a tym samym harmonię świętego labiryntu, nie wiedząc kiedy z radosnego nastroju zeszłam do otchłani, do Szeolu. 
Do dziecka bez butów, które poczuło że jest samo w kosmosie i zmierza długą drogą. Ta hekatomba silnych i skrajnych uczuć rozpętała się w kilka sekund.
Ciało stało się puste i bezbronne, z trudem można było powstrzymać szloch. Chciałam tam zwyczajnie być i płakać i dać sobie przyzwolenie na bycie dzieckiem. 
Takim, które wchodzi na każde drzewo i dach. 
Takim, które spada, zdziera kolana, ryczy i nie omija skoków z wysokiego murka po drodze. 
To jestem ja. 
Cokolwiek i ktokolwiek próbował zamordować we mnie moje Święte Dziecko, jest poza labiryntem. Moje dziecko jest spuszczone ze smyczy i ma się dobrze, a jak trzeba przygryzie. Do kości.

''Ruszaj się ruszaj, ruszaj. Tylko tak mu umkniesz. 
 On wie,  że Twoje ciało w ruchu jest święte. Tylko tak mu umniesz, kiedy się poruszasz. 
On zaś sprawuje rządy nad tym co bezsilne i bezwolne. Nad tym co nieruchome i zmartwiałe. 
A gdy tylko staniesz, pochwycą cię jego wielkie ręce i zamieną w kukiełkę.On zmienie Twoją duszę w małą płaską duszyczkę, wyciętą z papieru, z gazet i będzie cię straszyć ogniem chorobą i wojną, aż stracisz spokój i przestaniez spać. …''



Kiedy tracę spokój, wyruszam.  W wędrówce spotykam pielgrzymów zewsząd. Dołączają Ci, których już nie ma. Pozdrawiam Ich. 

Dziękuję Sylwii Hanff za zorganizowanie medytacji labiryntu i potężną inspirację na czas Bożego Narodzenia. 


Poniżej utwór muzyczny nagrany na żywo podczas medytacji labiryntu w katedrze Chartres. 












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz