Z bez domu do domu
kiedyś mojego
na ławce dla bezdomnych obok
gapię się na pośpiech
jest czas wypędzonych
i czas wypędzania
stygma dwudziestego czwartego grudnia
roku X
czas wypędzonych i wypędzania
samotności w tłumach i zawieszenia
pomiędzy
dramatem oczekiwań a gorzkim cynizmem
wygasłych uczuć
terror bliskości i konfrontacji
i pośpiesznie kupowanych produktów
które pachną i świecą
i mają zastąpić brak ducha i
czułości
fuj, śmierdzi padliną
mamy przemówić do siebie w końcu
ludzkim głosem
i wychodzi tym bardziej zwierzęcy
jak pies uwiązany na łańcuchy który
warczy i gryzie do krwi
gdzie się podział śnieg ?
Stopniał nim się obudziliśmy ?
Może powinniśmy spać za dnia a
czuwać nocą
by nie przegapić magii
mamy zawsze tylko jedną szansę by być
tutaj i teraz
tymczasem
wracamy nietrzeźwi po śledziach i
wódce by tylko skrócić obecność w domu
dom
tworzymy my
ale zawsze wskazujemy palcem na nią ,
na niego
odbieramy telefony z uśmiechem i
umawiamy się grzecznie na pasterki
po to by za chwilę zaserwować sobie
skisłe pretensje
i obdarować się Wypominkami
bezdomni
siedzimy na tych samych ławkach
gdzie na co dzień sypiają menele
wychodzimy z telefonami przed blok by
zadzwonić do kochanki
albo zwyczajnie zajarać i mieć 5
minut dla siebie
naprzeciwko mój ulubiony skansen
brudny barak z konsekwentnie łopoczącym
banerem
PERFUMERIA
Na szczęście
są jeszcze wspomnienia z dzieciństwa
dziecko w nas musi żyć
podnosi nam poprzeczkę, rozlicza
ale trzyma przy życiu
w bólu się rodząc i w opłakanych
warunkach
nie może jednak zaprzeczyć
że pokonało śmierć
bardzo prawdziwy jest ten wiersz, tchnie autentycznością i obnaża pewne rzeczywistości nienazwane dotąd ...
OdpowiedzUsuń